Przez wiele lat chodziłam do lekarzy. Z bólami głowy, brzucha, z kołataniem serca. Nigdy mnie żaden z nich nie zapytał mnie przemoc domowa, chociaż .badania niczego nie wykazywały. Gastroskopia, kolonoskopia, echo serca, EKG – wszystko było w porządku. Żadnych przyczyn somatycznych, poza podwyższonym ciśnieniem. A ja czułam się coraz gorzej – i fizycznie, i psychicznie. Prosiłam o coraz to inne leki na bezsenność, bo budziłam się nad ranem i nie mogłam zasnąć. Skarżyłam się na zmęczenie, brak energii, na to, że nie mam siły zajmować się dzieckiem. Wymyślałam kolejne historie – że się przewróciłam, że kot mnie podrapał, że dziecko uderzyło zabawką. A prawda była taka, że byłam osobą która doświadczała przemocy domowej.
Mąż znęcał się nade mną i psychicznie, i fizycznie. Nie umiałam zwrócić się po pomoc. Czułam lęk i wstyd. Pani z doktoratem, wykładowca na uczelni jest bita przez męża – to nie brzmi przekonująco. Bałam się, że mi nikt nie uwierzy, i wstydziłam się, że nie umiem się obronić. A lekarze? Może domyślali się, ale nikt nigdy nie zapytał wprost. Nawet wtedy, kiedy trafiłam na pogotowie z rozciętym łukiem brwiowym tak głębokim, że trzeba było szyć rany. Sama powiedziałam, że przewróciłam się na rowerze, chociaż tego dnia padał deszcz i było mało prawdopodobne, że wybrałam się na przejażdżkę. Lekarz na izbie przyjęć nie zwrócił uwagi na to, że mam siniaki po wewnętrznej stronie ramion (zwykle te, które powstają w wyniku przypadkowych uderzeń, znajdują się po stronie zewnętrznej). Nie mogłam zrobić ich sobie, przewracając się na rowerze na bok. Nikt jednak nie zapytał. Opatrzono mnie i odesłano do domu.
Pamiętam jedną wizytę szczególnie. Miałam grypę i lekarz badał mi gardło. Na szyi miałam jeszcze ślady po zaciśniętych na niej rękach mojego męża. Szalik, którym się zakrywałam, zsunął się. Lekarz spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział. W jego wzroku widziałam, że wie, co się mogło stać, ale milczał. Mógł przecież zapytać z troską: „Pani Iwono, skąd te ślady na pani szyi? Jestem zaniepokojony tym, co widzę. Porozmawiajmy o tym”. Może bym się rozpłakała, ale byłby to początek szukania pomocy. Potrzebowałam, żeby ktoś z zewnątrz zareagował, uruchomił pomoc, powiedział, że mam prawo się chronić, że to nie jest moja wina.
Mąż często powtarzał, że to ja go prowokuję, że ma stresującą pracę w korporacji, a w domu potrzebuje odpocząć, a ja ciągle od niego czegoś chcę. Wmawiał mi, że jestem zerem, a mój doktorat jest o niczym. Krytykował wszystko, co robiłam, jak gotowałam, jak sprzątałam, jak wychowywałam naszą córkę,że na uczelni mało zarabiam i on musi utrzymywać dom. Przez lata trwania małżeństwa pobił mnie kilkanaście razy, a przemoc psychiczna była niemal codziennie. Nie mieliśmy już faz tzw. miodowego miesiąca, bo potem już nawet nie przepraszał i nie obiecywał się zmienić.
A ja coraz częściej chodziłam do lekarzy. I chciałam, żeby któryś z nich zapytał wprost, spokojnie i z troską – wtedy może odważyłabym się powiedzieć prawdę. To prosta rzecz, jedno pytanie: „Czy czuje się pani bezpieczna w swoim domu? Czy zdarzyło się kiedyś, że pani mąż/partner panią uderzył?”.
Ja wiem, że rozmowy o przemocy nie są łatwe, bo wywołują silne uczucia, ale nie ma innego sposobu, żeby poznać sytuację pacjentki. Osoby doświadczające przemocy zwykle same o tym w gabinecie lekarskim nie powiedzą. Chcą, żeby lekarz porozmawiał z nimi bez oceniania i wpędzania w poczucie winy. Pragną usłyszeć, że za przemoc odpowiada sprawca i że nic go nie usprawiedliwia. Nie pomogą rady w stylu: „Musi pani coś zrobić, tak dalej być nie może. Musi pani się rozwieść. Może powinna pani popracować nad komunikacją w związku?”. Jedna z kobiet z naszej fundacji, w której teraz pomagam, usłyszała, że powinna zapisać się na kurs samoobrony, żeby bronić się przed fizyczną agresją męża! W gabinecie chcemy być wysłuchane, to ma znaczenie terapeutyczne. Trzeba nas życzliwie zachęcić do szukania pomocy, wskazać konkretne miejsca. W przypadku podejrzenia przemocy niech lekarz uruchomi procedurę „Niebieskie Karty”, porozmawia z nami o tym, dlaczego jest to ważne. Niech powie,że jest to jego obowiązek, że musi zareagować zgodnie z prawem i robi to w poczuciu chronienia nas przed kolejnymi aktami przemocy.
Dzisiaj jestem już bezpieczna. Dziś zajmuję się pomaganiem innym kobietom w podobnej sytuacji i to od nich wiem, że podobnie jak ja przebyły długą drogę milczenia, zanim ktoś im pomógł, że wielu lekarzy odwiedziły i żaden z nich nie zapytał o sytuację domową. Dziś proszę lekarzy – sprawdzajcie, czy wasze pacjentki są w domu bezpieczne, czy przyczyną ich dolegliwości nie jest chroniczny stres, którego doświadczają, czy powodem bezsenności nie jest strach, który odczuwają wobec partnera. Lekarz musi widzieć swojego pacjenta w szerszym kontekście jego funkcjonowania, a pomaganie osobom doznającym przemocy domowej musi wykraczać poza policję i pomoc społeczną. Podstawą pracy lekarza jest dobrze przeprowadzony wywiad, dlatego pytajcie o sytuację domową.
Przemoc to dobrze udokumentowany czynnik ryzyka różnych chorób – twoje ciało wysyła sygnał, że ktoś narusza twoje granice. Ślady przemocy u osób jej doznających nie sprowadzają się tylko do siniaków i złamań. To też migreny, bezsenność, napięcie, napady lęku i duszności, których nie da się wytłumaczyć. Na zajęciach ze studentami pokazuję polskie badania1, z których wynika, że kobiety doznające przemocy, zapytane o dolegliwości somatyczne, najczęściej wskazywały bóle brzucha (80%), bóle głowy (77%), trudności z zasypianiem lub wybudzanie się w nocy (71%), połowa skarżyła się na kołatanie serca. Dlatego konieczna jest czujność lekarzy, bo one z tymi objawami zgłaszają się właśnie do nich, szukają wsparcia farmakologicznego, ale to jest działanie na objawy, a nie na przyczyny. Ponad 37% kobiet doznających przemocy zgłasza występowanie objawów PTSD (zespołu stresu pourazowego), do których należą: nadmierne pobudzenie, zaburzenia snu i koncentracji, nadmierna czujność, unikanie rozmów o powodach takiego samopoczucia.
Gdy teraz rozmawiam z lekarzami, często słyszę, że są przeciążeni pracą i biurokracją, nie czują się gotowi do rozmawiania o przemocy i nie znają procedur. Obawiają się też reakcji ze strony pacjenta lub pacjentki. Słucham tych argumentów i jednocześnie przekonuję, że zajęcie się problemem przemocy jest elementem dobrze przeprowadzonej diagnozy i zaplanowania leczenia. Nie da się skutecznie pomóc, nie zatrzymując przemocy. To nie jest tylko problem prawny i psychologiczny, ale i medyczny. A może przede wszystkim jest to obowiązek moralny.
Lekarzu, pytaj o przemoc i reaguj! Twoje pytanie może być początkiem pomocy dla osoby krzywdzonej i jej dzieci.
Informacje o Autorze artykułu:
Sylwester Lewandowski – Członek Rady ds. Przeciwdziałania Przemocy Domowej Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom. Pedagog. Autor publikacji poświęconych przeciwdziałaniu przemocy domowej oraz rozwiązywaniu problemów uzależnień w społecznościach lokalnych. Policjant w stanie spoczynku – wieloletni policyjny koordynator procedury „Niebieskie Karty”. Wykładowca uczelni wyższej. Inicjator i współautor projektów socjalnych ukierunkowanych na poprawę bezpieczeństwa rodzin, a w szczególności dzieci w rodzinach problemowych. Absolwent Studium Przeciwdziałania Przemocy Domowej Stowarzyszenia „Niebieska Linia” w Warszawie. Członek Zespołu Interdyscyplinarnego w Grudziądzu. Trener programu korekcyjno – edukacyjnego dla osób stosujących przemoc.