Przemoc domowa negatywnie wpływa na zdrowie fizyczne i psychiczne osób oraz całych pokoleń. Towarzyszący jej chroniczny stres oraz często niepomocne sposoby myślenia i wzorce reagowania przenoszą się z rodziców na dzieci. Badania potwierdzają, że osoby, które stosują przemoc domową, wcześniej same doświadczały bądź były świadkami przemocy. Zatem pomagając konkretnej osobie i rodzinie, nie tylko pomagamy tu i teraz, ale też wspieramy przyszłe pokolenia.
Przemoc domowa nie należy do miłych ani wygodnych tematów. Zarówno pacjenci – ze względu na towarzyszące im trudne emocje (lęk, wstyd, zażenowanie, obawę) – jak też specjaliści, czując się przytłoczeni, mogą niechętnie podejmować rozmowy w tym obszarze. Tym bardziej wyrazy uznania należą się tym lekarzom, którzy takie wyzwanie podejmowali i podejmują.
Proces przywracania bezpieczeństwa oraz zdrowia fizycznego i psychicznego osobom i rodzinom jest długotrwały, często pełen wyzwań, zwrotów akcji (krok w przód, dwa do tyłu), wymagający współpracy specjalistów różnych dziedzin: lekarzy, pielęgniarek, psychologów, pedagogów, pracowników socjalnych, policjantów, kuratorów sądowych, terapeutów. Obecnie dysponujemy narzędziami reagowania na przemoc i wspierania dotkniętych nią rodzin. Jednym z nich jest procedura „Niebieskie Karty” uruchamiana w sytuacji podejrzenia przemocy domowej. Dzięki niej inicjujemy wsparcie oraz zyskujemy sojuszników w trudnej i wymagającej pracy na rzecz osób z doświadczeniem przemocy domowej.
W mojej praktyce psychologa i psychoterapeuty niejednokrotnie słyszałam
od pacjentów „Ten lekarz mi pomógł”. Oto niektóre z ich wypowiedzi:1
- Pani Marta: Lekarz w poradni zdrowia psychicznego, zbierając wywiad, zauważył jak trudno mi mówić o przemocy. Był bardzo taktowny, wysłuchał co przeżywam. Nie tylko przepisał mi leki ale też zaproponował pomoc psychologa w ośrodku interwencji kryzysowej. Dał mi ulotkę z adresem i telefonem tego miejsca. Poza pomocą psychologiczną mogłam też skorzystać z porad prawnika. Tam też uruchomiono procedurę Niebieskie Karty. To wszystko pomogło mi zorientować się w swoich prawach, przestałam tak bardzo się bać, poczułam się trochę bezpieczniej, zobaczyłam nowe możliwości radzenia sobie. Nie wszystko udało się jednak rozwiązać w ciągu kilkunastu spotkań i zdecydowałam się na psychoterapię.
- Pani Barbara: Poszłam na SOR, bo ból w piersiach nie przechodził. Lekarz zlecił badania i kiedy okazało się, że oprócz siniaków mam złamane cztery żebra, zapytał o okoliczności, w których doszło do wypadku. Nie dał się zbyć wcześniejszym wyjaśnieniem, że się niechcący potknęłam. W ciepły i rzeczowy sposób wyjaśnił, że tego rodzaju uraz nie zdarza się przypadkowo. Wtedy powiedziałam, co zaszło, że mąż w przedpokoju rzucił we mnie rowerem, a ja się przewróciłam. Opowiedziałam, że relacje z nim nie były dobre praktycznie od początku małżeństwa, a jesteśmy razem od przeszło 53 lat. Mąż jest osobą konfliktową, zawziętą, upartą. Wobec dzieci był bardzo krytyczny i wymagający, mocno je dyscyplinował. Te, które się buntowały, gorzej traktował. Teraz kiedy są dorosłe, właściwie nie odwiedzają nas, bo jest im przykro, gdy słyszą z jego strony przykre komentarze, a potem widzą jego plecy, gdy się odwraca i wychodzi do swojego pokoju. Jakiś czas temu w złości zaczął szarpać i wyzywać syna, który mnie odwiedził. Rozdzieliłam ich, bo bałam się, że stanie się coś złego. Właściwie to mąż codziennie zaczepia mnie, ubliża mi, zwłaszcza jak rozmawiam przez telefon z dziećmi albo szykuję się do klubu seniora. Staram się to ignorować, nie dyskutuję z nim. Jakoś się przyzwyczaiłam do takiego życia z obelgami, krytykowaniem, poniżaniem, wydzielaniem pieniędzy, chociaż przeżywam to w sobie. Ale przestałam go przepraszać za wszystko. Nigdy nie zgłaszałam przemocy, bo dzieci były małe, a to przecież ich ojciec. A teraz dzieci, chociaż już są dorosłe, też nigdy nie wezwały policji na ojca. Kiedy to opowiedziałam, lekarz poinformował mnie, że musi w tej sytuacji wezwać policję, bo jest to przemoc domowa, która zagraża mojemu zdrowiu i życiu. Policjanci przyjęli moje zeznania, wypełnili „Niebieską Kartę”, a potem odwieźli mnie do domu i rozmawiali z mężem. On zaprzeczał wszystkiemu, był agresywny. Wtedy założyli mu kajdanki i zatrzymali na 48 godzin. Dostał nakaz opuszczenia mieszkania i zakaz kontaktowania się ze mną oraz dozór prokuratorski. Póki co mąż kontaktuje się tylko z jedną z córek, uważa, że został bezpodstawnie pomówiony, mówi, że cierpi. A mnie jest z tym nieswojo, chociaż czuję się bezpiecznie.
- Pan Marek: Nowy lekarz w przychodni zainteresował się moją trwającą od wielu miesięcy i niepoddającą się leczeniu farmakologicznemu depresją oraz problemami z gojeniem się ran (choruję na zakrzepicę). Zapytał, co mam na myśli, mówiąc, że „nie chce mi się po pracy wracać do domu”. Dzięki spokojnej i szczerej rozmowie uświadomiłem sobie, że wyzwiska, którymi żona mnie obrzucała, groźby, że mnie wyrzuci z mieszkania i pozbawi praw rodzicielskich, bo ma znajomości, izolowanie mnie od dziecka, ostentacyjne nierozpakowywanie ubrań i zabawek, które kupowałem dla córki – dołują mnie i są formą przemocy psychicznej. Lekarz wypełnił „Niebieską Kartę” i skierował mnie do psychologa z ośrodka pomocy społecznej. Choć początkowo żona w odwecie nasiliła oskarżenia i zarzuty wobec mnie, dzięki interwencji i pomocy, którą każde z nas otrzymało, co prawda rozstaliśmy się, ale wspólnie opiekujemy się dzieckiem.
- Pani Anna: Połączył mój długotrwały stan depresyjny z przemocą domową ze strony byłego męża i uruchomił procedurę „Niebieskie Karty” (bo to, że się rozwiedliśmy, nie uwolniło mnie od jego prób robienia ze mnie wariatki i manipulowania dziećmi).
- Pan Kacper: Mój lekarz rodzinny zauważył, że moje problemy z sercem i ze snem mają związek z długotrwałym stresem wynikającym z życia w przemocy domowej. Skierował mnie po pomoc do ośrodka pomocy społecznej, bo wiedzę, że udzieli mi wsparcia.
- Pani Zuzanna: Lekarz przyjmujący nas na SOR-ze wyprosił męża z gabinetu, kiedy zauważył, że nie dopuszcza mnie do głosu, i w delikatny sposób zapytał, co się tak naprawdę wydarzyło – jak doszło u córki do złamania ręki i urazu głowy. Wyjaśnił, że to przemoc. Dla bezpieczeństwa zatrzymał nas w szpitalu i zawiadomił policję oraz sąd rodzinny. Pierwszy raz od dawna poczułam, że jestem w bezpiecznym miejscu i jest dla nas nadzieja.
- Pani Katarzyna: Lekarz rodzinny zwrócił uwagę na świeże siniaki na moich przedramionach, po tym gdy partner „mocniej” mnie przytrzymał, a potem pchnął na łóżko, na którym siedziała nasza roczna córka (szczęście, że jej nie przygniotłam). Lekarz na wizycie wystawił mi „Zaświadczenie lekarskie o przyczynach i rodzaju uszkodzeń ciała związanych z użyciem przemocy domowej” i wypełnił „Niebieską Kartę”. Potem, chociaż partner się wszystkiego wypierał, był to ważny dowód w sprawie o kontakty z dzieckiem.
- Pani Kamila: Po tym gdy zasłabłam na uroczystości rodzinnej, lekarz endokrynolog zrobił mi dokładne badania, a gdy się okazało, że to Hashimoto, wyjaśnił, że ta choroba może mieć związek z długotrwałym, nasilonym stresem. Chociaż nie rozmawialiśmy szczegółowo o tym, co działo się wtedy w moim domu (obwinianie mnie przez męża niemal o wszystko – że wróciłam do pracy, że za mało zarabiam, że sprzątam wieczorami, że czasami jemy odgrzewany obiad, że to przeze mnie syn „jest ciotą”, bo wybrał szkołę nie taką, jakiej mąż by chciał, że nie dzwoniłam od miesiąca do jego rodziców i on teraz za karę zabrania mi z nimi rozmawiać, że na spotkaniu ze znajomymi powiedziałam coś nie tak i dlatego on będzie milczał i mnie ignorował itd., itp.) – rozmowa z lekarzem była dla mnie ważnym sygnałem, że ten stres związany z sytuacją domową mocno wpływa na moje zdrowie, niszczy mnie i że nie mogę dłużej czekać, że ja i syn potrzebujemy pomocy. Po kolejnej awanturze zadzwoniłam na policję, została uruchomiona procedura „Niebieskie Karty”. Mąż miał mi za złe, że to zrobiłam. Ale zaczął chodzić na specjalne zajęcia dla sprawców przemocy, ja regularnie korzystam z pomocy psychologa. Czuję się mocniejsza, spokojniejsza. Mąż się pilnuje, stara się hamować, choć czasem wybucha, ale wie, że nie jest bezkarny, bo procedura trwa.
Powyższe relacje pacjentów sprowadzają się do konkluzji: lekarz zauważył i zareagował na przemoc, która w ukryciu „zacisza domowego” trwała czasem kilka miesięcy, czasem kilkadziesiąt lat. W wymienionych wyżej sytuacjach był on często pierwszą osobą, która zwróciła uwagę na sygnały świadczące o przemocy i podjęła o tym rozmowę. Zawsze wskazał miejsca, w których osoba doświadczająca przemocy mogła uzyskać pomoc, a w niektórych przypadkach wszczął interwencję, uruchamiając procedurę „Niebieskie Karty”, zawiadamiając policję, prokuraturę, sąd rodzinny.
Beata Kita – psycholożka, psychoterapeutka poznawczo-behawioralna, trenerka dialogu motywującego, superwizorka w zakresie przeciwdziałania przemocy domowej (posiada certyfikat Instytutu Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego).
1 Imiona i niektóre dane zostały zmienione by zapewnić osobom anonimowość